.post img {max-width:1200px !important}

Konstantynopol

 

Wreszcie długo odkładana wycieczka do Stambułu.
Cel to przejechać Bosfor, choć jest to tylko dość umowna granica między Europą i Azją.
Po 4 latach samotnych podróży będę miał okazje sprawdzić czy umiem jeszcze się dostosować do współtowarzysza "niedoli". Samotne podróże mają w sobie coś wyjątkowego,wiesz że możesz liczyć tylko na siebie, z nikim nie musisz nic uzgadniać, nie idziesz na żadne kompromisy. Oczywiście podróżując z kimś  można razem chłonąć podróż, liczyć na kogoś i po całym dniu jazdy napić się piwa przed namiotem. Czy się uda ? Plan jak zawsze napięty, dużo chcemy zobaczyć, czasu zawsze brakuje...




Dzień 1. - Byle dalej
Plan jest prosty jak najdalej wbić się w Rumunię, a najlepiej nocować już na Transalpinie...



Niestety po przejechaniu ponad 800 km zmrok zastał nas tuż przed wjazdem na przełęcz. Ogarniamy zatem nocleg pod czujnym okiem niedźwiadka.


Rano planujemy zaatakować przełęcz Urdele.

Dzień 2 - Transalpina
Poranek wita nas mglisto.









Mamy jednak nadzieje na przejaśnienia na górze. Cieszymy się agrafkami i wspinamy się do góry.


Niestety widoczność prawie zerowa.



 Na samej przełęczy uderza w nas ogromny wiatr. Widzę, że motocykle i auta zawracają, ale pamiętam, że za chwilę już powinniśmy zjeżdżać coraz niżej, a to jedyna droga na południe. Powrót oznaczałby dodatkowe 250 km. Wiatr jeszcze się nasila i na jednym z zakrętów widzę, że Paweł stoi i walczy żeby wiatr nie przewrócił motocykla. Pomagają mu motocykliści którzy nie mieli tyle szczęścia i zaliczyli wcześniej glebę. To dziwne uczucie pochylać się w przeciwnym kierunku do wiatru bez względu na kierunek zakrętu. Każdy zakręt pokonujemy z kilkoma przystankami i mocowaniem się z kierownicą.  Finalnie udaje nam się pokonać przełęcz. Był to bez wątpienia najtrudniejszy odcinek drogi, jaki przejechałem na motocyklu. Tym bardziej brawa dla towarzysza za podjęcie wyzwania.

Zwycięstwo...

Dalej już bez przygód docieramy do Dunaju i przeprawy promowej
W oczekiwaniu na prom do Bułgarii posilamy się "chińszczyzną"
Bułgaria wita nas niepewną pogodą. Drugi nocleg planowaliśmy również w górach. Niestety i tym razem nie udało się spędzić nocy na dziko. To akurat w tym przypadku wyszło nam na dobre.



Prognozy pogody i niebo podpowiadały, że biwak nie jest dzisiaj najlepszym pomysłem. Wygooglowałem więc Moto Camping, a że znowu zapowiadało się na jazdę po ciemku decyzja mogła być tylko jedna. Dziwiło mnie tylko jedno, skąd w małej mieścinie wziął się camping motocyklowy. Wokół może były góry ale nie były to spektakularne przełęcze jak chociażby rumuńskie klasyki.
Przed samym campingiem mój wysłużony v-strom nawinął równe 100 000 km

Ciemno, mała wioska pośrodku Bułgarii a w niej super miejscówka dla motocyklistów. Camping na którym akurat odbywało się spotkanie podróżników z forum horizons unlimited


Na miejscu dowiadujemy się że właśnie przestało padać pierwszy raz od trzech dni.... Rozkładamy namiot szybka kolacja, parę piwek z poznanymi rodakami i idziemy spać. Strona campingu klik

Dzień 3. -Kierunek Grecja

Poranek zaczynamy od "zwiedzania" campingu






Z takiego miejsca nie chcę się wyjeżdżać więc przeciągamy ten moment w nieskończoność.

Pod wiatą napotkałem przedziwne maszyny przygotowane w daleką podróż, ale lekko już nadgryzione zębem czasu.



Okazało się, że to motocykle słynnego podróżnika http://www.sjaaklucassen.nl/en , który wybrał się w podróż dookoła świata na sportowej maszynie.
W końcu opuszczamy camp i kierujemy się w stronę Buzluzdhy , czyli pomnika bułgarskiego komunizmu na szczycie góry.
Na tej górze odbyło się tajne zebranie komunistów, którzy zapoczątkowali ruch komunistyczny w Bułgarii. Właśnie dlatego zgodnie z komunistycznym rozmachem powstał gmach-pomnik, który niestety niszczeje i jest już nieczynny a jego wnętrze też godne zobaczenia.





Szybki obiad pod pomnikiem i lecimy już w stronę Grecji, chcemy zanocować nad morzem.

Granica mijamy szybko i kierujemy się w stronę wybrzeża. Niestety camping, który miał być nad morzem, jest oddalony od wybrzeża i nie zachęca. Szukamy więc dzikiej miejscówki. Znajdujemy super miejsce.
Nieopodal bar z zimnym piwem i prysznice. Nic więcej nie potrzebujemy do szczęścia.






Poranny widok z namiotu


Dzień 4- Stambuł
Poranek jest bardzo ciepły, nie poleżymy w namiotach.

Szybka organizacja i już jesteśmy w trasie. Kierujemy się do przejścia granicznego z Turcją. Granicę przekraczamy sprawnie, chociaż nie wszyscy mieli tyle szczęścia. Spotykamy Anglika, który musi się cofnąć na dodatkową kontrole.
Już przed wjazdem do Stambułu zaczynają się walki uliczne. Dwu, trzy pasmowa ulica ciągnie się przez dziesiątki kilometrów i cały czas czujemy jakbyśmy już byli w centrum. Fakt to duże miasto, mieszka w nim ponad 15 mln ludzi. Im bliżej centrum tym ruch staje się coraz większy. Nasz Hotel jest w samym centrum Złotego Rogu, więc przed nami długa droga. Ostatnie 2 km jedziemy już w ogromnym korku, w którym nie zwraca się uwagi nawet na karetkę na sygnale. Wąskimi uliczkami dojeżdżamy do hotelu łamiąc przy tym kilka zakazów wjazdu.


Zostawiamy tylko rzeczy, odprowadzamy motki na parking na drugim końcu ulicy i idziemy na kebaba.






Udało się! Jesteśmy, cel został osiągnięty! Jutro dzień bez motocykli. Zwiedzamy Stambuł.

Dzień 5 -Stambuł

Odpoczynek od jazdy, ale nie od upałów.
Widok z balkonu jest niezły
Dzień zaczynamy od śniadania w ulicznej "paszarni"
Dalej same szlagiery: Niebieski Meczet, Haga Sophia, Rejs statkiem i bazar.








Przy moście miejscowy przysmak buła z rybą

Na moście doświadczamy niezręcznej sytuacji, spotykamy pucybuta tzn. tak naprawdę to on nas upatrzył jako swoje ofiary.

Pucybut przez "przypadek" gubi szczotkę, którą podnosi Paweł co jest przyczynkiem do "odwdzięczenia się" za uprzejmość. Ta niby miła usługa nie jest jednak za darmo. Podczas pucowania Turek zawęża z nami relację, żeby na koniec zażądać sporej kasy za usługę. Jesteśmy tak zakręceni, że dostaje od nas na dobry obiad, a i tak odchodzi zły bo to tylko połowa kwoty którą zażądał. Kurła daliśmy się obrobić jak dzieciaki :).







Zwiedzamy z Jackiem ;)



Dzień 6 - Kierunek Bułgaria

Z uwagi na masakryczny ruch spod hotelu wyjeżdżamy jeszcze przed wschodem słońca. Chcemy przejechać most na Bosforze.



Była to dobra decyzja. Szybko objeżdżamy Stambuł i kierujemy się w stronę Bułgarii. Dzisiaj nocujemy nad bułgarskim wybrzeżem

Upał daje się nam jednak we znaki i musimy ochłodzić się na plaży. Podczas całego wyjazdu temperatury były raczej wysokie. Ja jadę w bieliźnie chłodzącej od Brubecka a Paweł ma kamizelkę chłodzącą, którą moczy się w wodzie i podczas jazdy oddaje chłodną wilgoć. Oba patenty się sprawdzają, ale wspólnie uznaliśmy, że połączenie dwóch rozwiązań byłoby idealne.

Krótką letnią burzę spędzamy na obiedzie.

 Po drodze zwiedzamy Nesebyr. Popołudniu lądujemy na campingu w Obzorze.


Dzień 7 - Wbić się do Rumunii
Przed nami kolejne zadanie. chcemy dzisiaj dojechać do trasy Transfogarskiej, na której zamierzamy nocować. Zadanie nie jest łatwe, droga daleka a zmęczenie zaczyna się kumulować. Po drodze notujemy tylko kolejne morza słoneczników


Późnym popołudniem wbijamy się na wjazd na przełęcz





Nocujemy na dzikim campie przy drodze. Po rozstawieniu obozu kręcimy jeszcze na górę gdzie widać na każdym zakręcie namioty i campery. Przełęcz to popularne miejsce na dzikie biwaki, które w Rumunii są legalne.


Niebo nocą wygląda rewelacyjnie




Dzień 8 Transfogarska

Ranek budzi nas słońcem. Ogarniamy obóz i jedziemy na górę.








Transfogarska magiczna jak zwykle. Takie miejsca nie mogą się znudzić. Na górze dowiadujemy się, że za 2h trasa będzie zamknięta ponieważ na przełęcz będzie wspinał się peleton kolarski. Nie zabawiamy więc długo na górze. Po drodze spotykamy bardzo sympatycznego rowerzystę z Kalisza, który mimo nie młodego już wieku co roku przez kilka tygodni pedałuje po Europie nie znając nawet podstaw żadnego obcego języka. Jednak jest tak pozytywnie nastawiony do ludzi, że w podróży radzi sobie świetnie. Podczas rozmowy wyznał, że po 40 urodzinach mógł zostać pilotem.... tzn. położyć sobie na brzuchu pilot od tv i leżeć na kanapie. Wybrał  na szczęście inny sposób na spędzanie wolnego czasu i ma już na swoim koncie zwiedzonych ponad 20 krajów. Takie spotkania w podróży są właśnie najlepsze! Można poznać wielu pozytywnie zakręconych ludzi :)

Zjeżdżamy z przełęczy i mamy okazją zobaczyć peleton o którym słyszeliśmy na górze
Mimo rześkiego poranka w górach,  na równinach słońce nie odpuszcza
Kierujemy się w stronę domu.
Ostatni nocleg wypada na Węgrzech

 Dzień 9 -Home sweet home
Ostatni dzień to powrót do domu. W głowie kłębią się widoki i wspomnienia, które muszą wystarczyć przez prawie rok do następnego wyjazdu. Można powoli myśleć o planowaniu kolejnej przygody....
Jedyny ciekawy incydent w tym dniu oprócz zobaczenia bliskich to spotkana podróżniczka na stacji benzynowej
Ta niemłoda już Angielka tak właśnie spędza emeryturę. Podróżuje samotnie po Europie i nie tylko, na wysłużonym już małym Gs-ie. W tamtym roku wybrała sie na 3 miesięczną samotną wyprawę do Gruzji i Armenii. Kolejny pozytywnie zakręcony podróżnik.

The End

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz