Rumunia
Pierwsza dalsza podróż motocyklowa wybrana została nieprzypadkowo.
Kraj często wybierany przez motonitów na cel podróży z różnych względów: blisko, tanio, dziko, pięknie.Mimo tego, że mamy tylko 6 dni, chcemy zwiedzić jak najwięcej. Ilość maszyn na pewno nie pomaga w sprawnym pokonywaniu kilometrów oraz codziennym zwijaniu obozu.
Trasa ustalona:
Całość około 2500km.
Dzień pierwszy:
Busko-Zdrój - Gilau (koło Cluj Napoca) ok. 670km.
Skad wyprawy:
Maciek - Aprilla Pegaso,
Tomek - Honda NTV,
Buszmen - Kawasaki ZR7S,
Paweł - Honda Deauville
Wojtek - Honda Seven fifty na którego czekamy na stacji.
Po drodze zabieramy Buszmena z Gorlic.Pierwszy dzień to typowa dojazdówka, nic szczególnego się nie dzieje, Słowacja mija szybko, Węgry dłużą się niesamowicie. Pierwszy dłuższy przystanek to obiad w Tokaju
Granicę węgiersko - rumuńską przekraczamy bez problemu. Zaraz za granicą ograbiamy pierwszy kantor wypłacając rumuńskie leje.
Przed zmierzchem docieramy na camping znany mi z poprzedniego wyjazdu na czterech kołach: eldorado Camping godny polecenia, czysto i schludnie, zaplecze sanitarne itp.
Gilau -camping Dragoske (przed Curtea da Arges) około 370km
Wstajemy rano, szybkie pakowanie i wyruszamy w kierunku pierwszej atrakcji: trasy DN67C zwanej Transalpiną. Wybieramy boczne drogi mamy już dość ekspresówek.
Transalpina przecina z północy na południe góry Parang - pasmo górskie rumuńskich południowych Karpat. Trasa ma najwyższy swój punkt na przełęczy Urdele, gdzie osiąga wysokość 2145m n.p.m. co sprawia, że jest najwyżej położoną drogą w Rumuni. Widać, że Transalpina nie jest tak popularna jak trasa Transfogarska co można zauważyć po dużo skromniejszych straganach na całej trasie. Wyniki to z faktu, że dopiero niedawno skończono kłaść na całej długości asfalt, jeszcze kilka lat temu była to typowa szutrówka.
Widać, że prace jednak się jeszcze nie skończyły
Wjeżdżamy w końcu wyżej, gdzie już tak nie przeszkadza upał (miejscami notujemy 36 stopni). Widoki piękne, ale widać, że szybko rozwija się tu infrastruktura: kramy, domy wypoczynkowe itp.
Tempo bardzo spacerowe, co chwilę przystanek na focenie
Na szczycie spotykamy rodaków, szybka wymiana wrażeń, wspólna fotka i jedziemy dalej
Wieczorem dojeżdżamy na camping Dragoske .Okazuje się, że właściciele mówią tylko po francusku, i ciężko się jest porozumieć. Mimo tego dostajemy pyszną kolację i mamy chwilę na zasłużony odpoczynek.
Tomek standardowo dmucha
Jest czas na serwis maszyn
kawkę
po wypiciu kilku piw, nabieramy odwagi wykąpać się w dość zimnym basenie, niestety nie wszyscy się zdecydowali :)
Dzień trzeci :
Curtea de Arges - Bran camping Vampire około 250 km
Dzisiajszy cel : trasa Transfogarska DN7C. Trasa przecinająca Góry Fogaraskie najwyższe pasmo gór rumuńskich. Droga zbudowana na początku lat 70 za czasów Nicolae Ceausescu, początkowo miała znaczenie militarne, podczas budowy 40 żołnierzy straciło życie.
Początek trasy zamek Poienari należący do Wlada Palownika pierwowzoru Drakuli. Na górę prowadzi niezliczona ilość schodów. Motocyklowe ciuchy oraz upał tonują nasze zapędy. Odpuszczamy wejście na górę i jedziemy dalej.
Trasa od strony południowej jest słabej jakości, szczególnie przy tamie na rzece Vidraru. Nieliczne lepsze odcinki wykorzystujemy na ćwiczenie winkli
Sielanka |
Standardowe miejsce na trasie widok na północny podjazd |
Na rumuńskich krupówkach dokonujemy zakupów, nie mogło zabraknąć "palinki" |
Tak wygląda trasa
Po zjechaniu z trasy pełnej zakrętów i wrażeń udajemy się do Brasov na obiad
A potem do Bran camping Drakula pod zamkiem Bran
Właściciel campingu dwa razy nas pytał czy jesteśmy "nice people" gdy zobaczył motonitów z Polski. Oczywiście zapewnialiśmy, że grzeczni i w ogóle, wieczorkiem spróbowaliśmy krwi wampira oraz zakupionej wcześniej Palinki
i niektórzy zmienili się o północy w wampiry
impreza się rozkręciła
i szybko skończyła
dwie ofiary drakuli
Dzień czwarty Bran - wąwóz Bicaz ok.250 km
Następnego dnia zwiedzanie zamku w Branie oraz walką z alkoholem we krwi.
Zamek niesłusznie reklamowany jako zamek Drakuli
Po zwiedzeniu zamku kierujemy się do wąwozu Bicaz. Jest to jeden z najgłębszych wąwozów w Europie. Przejazd robi na wszystkich wrażenie
Trafiamy na dziki camping - czyli ogrodzony plac ze strumyczkiem. Bardzo klimatyczne miejsce
Nadjechali kolejni rodacy
zaczęły nas otaczać psy pasterskie
Ranek w górach jest żeśki |
Rano kierujemy się do ostatniej atrakcji wyjazdu czyli wesołego cmentarza w Sapancie. Po drodze podejmujemy decyzję o zjeździe na lekki off.
Nasz skrót kończy się ulewą, dobrze że spotkany patrol po drodze tłumaczy nam, że na szosowych motkach przez góry nie damy rady.
Zastanowiła mnie chmura dymu w lusterku, okazało się, że to Maciek na Aprilli zaczął robić piruety
Straty niewielkie, po chwili odpalamy i jedziemy dalej
Najważniejsze że wszyscy cali i zadowoleni
W drodze do Sapanty
Na camping do Sapanty dojeżdżamy po zmroku szybka kolacja i spać
Dzień szósty Sapanta- Busko ok. 630 km
Rano pakowanie
Zwiedzamy wesoły cmentarz
Obrazki na grobach przedstawiają czym zajmowali się zmarli lub jak doszło do śmierci, a ciekawe czym zajmowała się ta pani:
Czas wracać do domu. Jedyną rozrywką w drodze powrotnej była wizyta w warsztacie na granicy rumuńsko-węgierskiej. W Aprilli pękł stelaż pod kufry, odkręciło się też parę śrubek, najprawdopodobniej w wyniku wcześniejszej gleby. Szybko znajdujemy warsztat, spawamy co potrzeba i wracamy do domu. Krótki przystanek przy węgierskich winnicach - każdy kupił tyle wina ile zdołał upchać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz